Wychodzę z sali lekcyjnej z hukiem trzaskając drzwiami. Omal nie wyrywam ich z zawiasów, ale co mnie to obchodzi? Gdybym nie był zły nie wyżywałbym się na wszystkim, co stoi mi na drodze. Od samego początku wiedziałem, że szkoła nie jest miejscem dla mnie – zresztą świat też nie jest odpowiedni. Nie pomyślałem o jednym: co stanie się, jak znowu karzą mi zostać w tej samej klasie kolejny rok? Nie wytrzymam, chyba oszaleję i wtedy już na pewno trafię do psychiatryka.
Jestem zagrożony z kilku przedmiotów, głównie ścisłych. Jeśli nie nadrobię zaległości i nie poprawię tych pieprzonych ocen mogę pożegnać się z następnym etapem edukacji, a co za tym idzie, stracę kolejny rok życia poddając się nauczycielom, kiedy równie dobrze mógłbym cieszyć się upragnioną wolnością.
Siadam na szkolnym murze, rzucając obok plecak. Chowam twarz w dłoniach, oddycham równomiernie, próbując choć na chwilę przenieść się gdzieś indziej, uciec myślami, ale mam wrażenie, że tracę nad nimi kontrolę. Oddycham głęboko, choć nadal mam przed sobą obraz patrzącej na mnie z odrazą nauczycielki matematyki. Normalnie nie przejąłbym się tym, ale nie uśmiecha mi się siedzieć dodatkowy rok, zwłaszcza, że to nie pierwszy raz. Już kiedyś złe stopnie spowodowały, że straciłem szansę, by otrzymać promocję do następnej klasy. Przeklinam w duchu: po raz kolejny.
- Leondre? – cichy głos Madison pobrzmiewa w mojej głowie niczym echo.
Rozdrażniony patrzę na nią z dezaprobatą, ale mój wyraz twarzy gwałtownie zmienia się, gdy zauważam, że pod tandetnymi, czarnymi okularami przeciwsłonecznymi skrywa się fioletowy siniak. Wstaję natychmiast podchodząc do dziewczyny. Bez słowa próbuję ściągnąć przedmiot, lecz zatrzymują mnie słowa Mad.
- Zostaw. – pomrukuje, odtrącając moją dłoń. - Mam dla ciebie propozycję.
Prostuję się, gdy widzę, że za dziewczyną stoi jej brat. Na jego twarzy brakuje zawadiackiego uśmiechu, maskującego zdenerwowanie. Obdarza mnie jedynie groźnym, przeszywającym na wskroś spojrzeniem. Patrzę na niego zdezorientowany; co znowu zrobiłem źle? Moje życie to ciągła passa niepowodzeń, lecz nie przypominam sobie nic czego mógłbym żałować.
Dopiero po chwili orientuję się, jak to wygląda. Stoję ledwie kilkanaście centymetrów od jego siostry, która wygląda jak siódme nieszczęście, mając podbite oko i zszarganą bluzę.
- Obgadamy to później, okay? – mrużę oczy, wciąż wpatrując się w Lenehana.
- To ważne, proszę. – szepcze, walcząc zaciekle o moją uwagę.
Dalej nic nie mówi, ponieważ podchodzi do nas blondyn, chwytając gwałtownie szatynkę za ramię i odwracając w swoją stronę. Lustruję ją wzrokiem, zaciskając dłonie w pięści. Patrzy na dziewczynę z troską, na mnie z obrzydzeniem. Już otwieram usta, by zaprzeczyć, usprawiedliwić się, powiedzieć coś, co pozbawi mnie winy, ale Lenehan jest szybszy, a raczej jego ręka, która ląduje na mojej twarzy. Syczę zdyszany, a siła uderzenia cofa mnie o kilka kroków do tyłu. Na kolejny ruch z jego strony nie muszę długo czekać: tym razem nie czuję bólu. Słyszę tylko jego ciężki oddech chłopaka i krzyk jego siostry, a obraz nagle robi się rozmazany.
Tajemnicza siła wzmaga we mnie poczucie zemsty, nie kontroluje emocji, gestów. Czuję, jak chce się wyrwać, a ja sam chciałbym dać jej upust. Po chwili dociera do mnie, że to samo uczucie nawiedziło mnie podczas ostatniego spotkania z Chloe. Łapię się za głowę, jęczę chcąc odgonić od siebie złe zamiary, nim zabiję kolejną bliską mi osobę. Zataczam się, a po chwili upadam na kolana, krzycząc bezgłośnie. Mój własny umysł mnie torturuje, nie szczędzi wypominania mi złych czynów. Istnieje tylko po to, by utrzymać mnie przy życiu.
*
Wciąż beznamiętnie wpatruję się w zakrwawiony nóż, który spoczywa w mojej dłoni. Oblizuję spierzchnięte wargi, a mój płytki oddech jest moim jedynym towarzyszem. Strach skrada się niepostrzeżenie, jednak ja wiem jak się przed nim bronić. Gwałtownie odwracam się, gdy słyszę za sobą cichy, dziecięcy płacz. Nie widzę żywej duszy, jednak szloch robi się coraz bardziej intensywny. Przymykam oczy, usiłując odciąć się od rzeczywistości. Żądza zemsty rozdziera mnie na pół, czuję, jak niemy krzyk stara się wyrwać z mojej piersi. Spoglądam na broń, która wciąż znajduje się w moim posiadaniu. Czy przyszedł czas na odwet?
O mój Boże... Kolejny rozdział, kolejny wspaniały i fantastyczny rozdział i po raz kolejny mnie zatkało... To jest takie... Wow... Nie wiem co powiedzieć. Za każdym razem reaguje tak samo. Szok. To co dzieje się z Leo... Co on musi przeżywać... A Mad... Biedna... Kto to zrobił?? I dlaczego Charlie przywalił Leo, skoro po tym jak chciał zdjąć Mad okulary i zobaczyć tego siniaka widać, że to nie on... Jeju, właśnie po moim policzku spłynęła łza... Co ty ze mną robisz...
OdpowiedzUsuńA! Mam pytanie! Czy mogę dać na mojego bloga link do ciebie? Serio. Twój blog jest wspaniały!
KC kc, życzę weny i do nexta!
Jasne, będzie mi bardzo miło x
UsuńNatrafiłam na twojego bloga dzisiaj, więc komentuje pierwszy raz...nie wiem co powiedzieć (napisać) w Leo tłumi się pełno emocji których nie chcę okazywać. Smutek, załamanie, brak samoakceptacji i to, że nie może zapomnieć o przeszłości wyraża złością. Skądś to znam. Czytam i płaczę...po prostu płaczę i płaczę i nie potrafię pojąć tego, że można tak cudnie pisać! Jesteś MEGAA! Cudnie piszesz! Naprawdę nie mogę doczekać się tego co będzie dalej! Nie wiem kto zrobił to biednej Madison... współczuję:( Charlie nie powinien od razu tak zareagować, ale w sumie to słodkie, że troszczy się o siostrę❤ (chciałabym mieć takiego brata, ale w sumie kto nie chciałby mieć za brata Charliego Lenehana?) Jeszcze raz gratuluję talentu i weny życzę!
OdpowiedzUsuńP.S. Sory jak to co napisałam nie ma sensu, ale jakoś nie mam talentu do pisania
-Kocham-Zocha😘
No cześć. Na początku chciałabym pochwalić Twój blog. Nareszcue natrafiłam ta takie ff o BaM, które nie zaczyna się przeprowadzką sióstr. Gratuluję pomysłu! Będę stałą czytelniczką :)
OdpowiedzUsuńJeju! Wkręciłam się!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię czytać. 💝💙
Życzę weny 😊😍