piątek, 22 kwietnia 2016

01: I'm faded


             Łuna księżyca przeszywa niebo, niczym ognisty sierp. Siedząc na dachu nowego domu, staram się odnaleźć w tych wszystkich problemach. Natłok myśli powoduje, że nie wiem sam, czego chcę. Pokazać, kto ma rację na tym pieprzonym, nienawistnym świecie, czy zniknąć, nie pozostawiając po sobie nic, prócz złych wspomnień.
             Koszmary nawiedzają mnie co noc. Z każdym dniem pozbywam się wątpliwości, że moje postępowanie jest niewłaściwe. Nie robię nic złego, nic czego mógłbym żałować. Biorę wszystko, nie zwracam uwagi na cierpienie innych. Jestem egoistą, ale kto żyjący na tym świecie; w tym wieku, naiwnie wierzy, że jest ktoś bezinteresowny? Ten świat się stacza, nic nie może go odratować.
             W Cardiff, nikt nie umiał, a nawet nie chciał mnie zrozumieć. Wszystko zaczęło się od jednej bójki, która zesłała na mnie przekleństwo całego miasta. Stałem się obiektem kpin, a nawet próbowano zaciągnąć mnie do lekarza, by sprawdził czy to na pewno normalne. Czy nienawiść do ludzi to rzecz nie powszechna? Przecież każdy ma wrogów, tylko czy są nim wszyscy? W moim przypadku tak. Nienawidzę każdego, kto żyje na tym świecie. Chwilami nawet nienawidzę siebie.


             Problemy spowodowały, że stworzyłem swój własny, idealny świat. Nie ma w nim miejsca na perfekcjonizm, dobroć i miłość. Jest tylko ból i cierpienie, coś co wydaje się być bardziej realne.
Nie chcę wierzyć, że będzie lepiej. Nadzieja złamałaby mi serce.

*

            Lekki powiew wiatru mierzwi moje włosy, gdy przekraczam próg szkoły. Udaję, że wszystko jest w porządku. Nauczyciele spoglądają na mnie z zawiścią, jakby byli pewni, że już pierwszego dnia coś pójdzie nie tak, oczywiście za moją sprawą. Ignoruję to i idę dalej korytarzem, choć jest już dawno po dzwonku. Nie zależy mi, by być przykładnym uczniem.
           Kątem oka szukam sali numer dwadzieścia siedem - według planu powinienem mieć teraz historię. Prycham cicho, ten przedmiot nigdy nie wywoływał u mnie pozytywnych emocji, zresztą jak każdy inny. Wzrokiem odnajduję salę historyczną. Bez pukania wchodzę, a oczy wszystkich zebranych wpatrują się we mnie. Wśród uczniów znajduje się nauczyciel - mężczyzna, na oko czterdzieści lat.
           Rozglądam się po pomieszczeniu, jest tylko jedno wolne miejsce, obok jakiegoś chłopaka. Przewracam oczami, po czym dosiadam się.
- To jest wasz nowy kolega. - tylko tyle nauczyciel jest w stanie z siebie wykrztusić.
    Nie stać go na więcej?
- Nie przedstawisz się? - na te słowa uśmiecham się kpiąco, po czym wzruszam ramionami.
    Mężczyzna wzdycha cicho, po czym bierze do ręki dziennik, by zapewne sprawdzić obecność. Chyba, że już teraz pragnie dać mi ocenę z zachowania, choć ja nie widzę w nim nic nadzwyczajnego. Każdy w tej sali jest moim wrogiem.
- Leondre Devries. - patrzy na mnie spod byka, a ja niewzruszony nie widzę powodu, by chociaż podnieść wzrok. - Spóźnienie.
    Kładę ręce na ławce, obserwując resztę osób, moją nową klasę. Większość stanowią faceci, dziewczyny można policzyć na palcach jednej ręki. Pod wpływem lekkiego szturchnięcia w ramię odwracam głowę w stronę chłopaka z którym dzielę ławkę.
    Patrzę na niego wymownie. Niech wie, że nie będę miły ani dla niego, ani dla nikogo.
- Cała szkoła o tobie mówi. - szepcze, kątem oka patrząc na tablicę.
   Uśmiecham się w duchu. Czy już każdy wie o mojej przeszłości?
- Podobno się zmieniłeś, ale nie byłbym tego pewien. - lustruje mnie wzrokiem.
   Podejrzewa coś, spostrzegawczy jest.
- Wyglądasz na starszego; nie przeszedłeś klasy? - pytam beznamiętnie.
   Kiwa głową z aprobatą. Być może znajdzie się między nami nić porozumienia; ale to nie zmienia faktu, że nie dam sobie zawrócić w głowie. To nic nie znaczy i tak będzie dla mnie jak każdy inny człowiek, stąpający po tym świecie.
- Wiem o tobie dużo, na korytarzu większość o tobie mówi, a nauczyciele przeklinają cię. - na jego twarzy maluje się cień uśmiechu.
  Nie sądziłem, że już pierwszego dnia stanę się obiektem do rozmów.
- Jak to jest mieć kuratora na karku? Podobno w Cardiff dałeś nieźle popalić. - patrzy na mnie z podziwem.
- Nie tyle kuratora, co nasyłali na mnie psychologów. - prycham z pogardą. - Uważają, że już wszystko ze mną dobrze, naprawili mnie.
- Lenehan, Devries. - nauczyciel kładzie nacisk na moje nazwisko.
  Unoszę wzrok. Patrzy na nas wymownie. Niezręczną dla niego ciszę przerywa dzwonek na przerwę. Wzruszam ramionami, a gdyby jego wzrok mógł zabijać, już dawno leżałbym trupem.
- Widzimy się na następnej lekcji, Leondre. - blondyn uśmiecha się zwycięsko.
  Czy w końcu znalazłem kogoś, kto mnie rozumie?

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Followers