wtorek, 26 kwietnia 2016

03: It's probably too simple

            Beznamiętnie wpatrując się w otwartą ranę na skroni, orientuję się, że kolejna bójka nie przyniesie mi nic dobrego - co najwyżej sprawi, że stanę się przekleństwem całego miasta. To jak klątwa, niezależnie gdzie, nic nie będzie w stanie wymazać wspomnień, odciśniętych jak piętno na mojej świadomości. Piekło jest równie realne, jak koszmary, które nawiedzają mnie co noc.
     Każda próba porozmawiania ze mną, była dla psychologów jedynie stratą czasu, nikt nie wykrzesał ze mnie tyle ile oczekiwał. Obiecałem sobie, że nie dam się zwieść; nie dam po sobie poznać, że wcale nie zamknąłem poprzedniego rozdziału. Najgorsze jest jednak uczucie bezsilności, które towarzyszy mi, odkąd moje czyny ograniczył kurator, oraz rzesze ludzi, starających się zamknąć mnie w odosobnieniu. Nie mogę nic zrobić - jestem jedynie pionkiem w ich idealnej grze, gdzie nie ma miejsca dla realistów.
          W przypływie histerii uderzam otwartą dłonią w ceglaną ścianę. Ból przeszywa moje ciało, a ja zapominam o wszelkich problemach, dając upust emocjom. Pozwalam mojemu umysłowi myśleć racjonalnie, czuję jak pozbywam się wątpliwości. Nigdy nie byłem tak zdeterminowany, by pokazać, kim naprawdę jestem. Zawsze obawiałem się konsekwencji, czyhających na mnie, po haniebnym czynie.
          A teraz? Teraz czuję, że nie mam nic do stracenia. Życie wychłostało mnie dostatecznie. Nie mogę wiecznie opłakiwać straconych lat. To jedynie będzie przypominało mi o najgorszym okresie w moim życiu, czymś o czym wolałbym zapomnieć.


*

          Mam ochotę opuścić budynek szkoły, jednak kto wie, jakie byłyby tego skutki. W końcu fakt, że jestem jednym z tych 'gorszych' uczniów, sprawiającym problemy, zobowiązuje, prawda? Nauczyciele wykazują się szczególnym zainteresowaniem moją osobą, więc nie mam na co liczyć.
Pewnym krokiem wchodzę do sali, o dziwo, lekcja jeszcze się nie zaczęła. W klasie jest jedynie kilka osób, reszta woli ośmieszać się na korytarzu, pod czujnym okiem dyżurujących tam nauczycieli.
W drzwiach zderzam się z brunetką, jak mniemam ma na imię Madison. Przewracam oczami, podając dziewczynie, książkę, którą upuściła. Powinna uważać jak chodzi.
- Przepraszam. - bąka, nie zaszczycając mnie nawet przelotnym spojrzeniem.
   Pośpiesznie wymija mnie, uprzednio wyrywając książkę z moich dłoni. Wzruszam ramionami, wkładając ręce do kieszeni bluzy. Dziwna jest, ale w tej klasie, każdy taki jest. Nawet ja.
        Bez słowa siadam w ostatniej ławce pod oknem, nie chcąc być zauważalnym. Nie udzielam się na lekcjach, no chyba, że pyskowanie do nauczycieli, zalicza się do tej kategorii. Jak już kiedyś wspominałem - nigdy nie byłem, oraz nigdy nie będę przykładnym uczniem. Nauka jest dla tych co chcą coś osiągnąć. Najczęściej jest jednak tak, że po drodze do wyznaczonego celu, upadają i nie są w stanie się podnieść.
        Dzwonek lekcyjny wyrywa mnie z chwilowego transu, a pani Smith - nauczycielka matematyki, jedynie prostuje się na krześle, wyciągając z torebki potrzebne notatki i poganiając spóźnialskich. Standard, jednak moją uwagę przykuwa Lenehan, wpatrujący się w blondynkę, tę samą, która jeszcze wczoraj broniła tego dupka, który nie potrafił odpuścić. Mam tylko nadzieję, że nikt nie zorientował się o tym co wczoraj zaszło między mną, a tym gnojem, problemy za jego sprawą, są ostatnim czego pragnę.
       Chłopak dosiada się, po czym wyciąga z plecaka potrzebne książki. Obserwuję go kątem oka, zerkając co chwila na dziewczynę, siedzącą w ławce z Madison. Widocznie się przyjaźnią. Ciekawi mnie jedynie, czy ta druga też szlaja się z takimi jak niejaki Jack. Zresztą czemu zaprzątam nią sobie myśli? Skrywa w sobie pewną tajemnicę, domyślam się, że jej życie nie jest przewidywalne.
- Mam nadzieję, że wszyscy są już przygotowani na jutrzejszy sprawdzian. - nauczycielka patrzy na mnie spod byka, usilnie starając się wzbudzić we mnie zainteresowanie lekcją.
   Olewam to, rozsiadając się na niewygodnym, zwykłym; szkolnym krześle. Nie są to luksusy, ale zaraz umrę, jeśli nie znajdę sobie jakiegoś zajęcia. Lekcja nie jest czymś, co wzmaga we mnie ciekawość, zdecydowanie.
- Widzę, że do waszej klasy dołączył nowy uczeń. - nieustannie wpatruje się we mnie, spoglądając w dziennik, by zapewne dowiedzieć się o mnie więcej. Jestem już u niej spalony, to pewne.
   Zamiera nagle, nie podnosząc wzroku znad listy obecności. Mruczy coś niezrozumiałego, po czym wpisuje coś do swojego notatnika. Opieram się o oparcie krzesła, cicho przeklinając pod nosem. Mam dość tego ciągłego traktowania mnie z góry.
- Zaczynamy lekcje, Olivia do tablicy. - bąka pośpiesznie.
   Blondynka wstaje, widocznie zestresowana. Widzę, jak Lenehan obserwuje każdy jej ruch, dosłownie upaja się każdym gestem dziewczyny skierowanym w jego stronę. Zauroczył się chłopak, jednak zamiast pogratulować mam ochotę śmiać się do rozpuku. Nie ma czegoś takiego jak miłość. To jedynie złudzenie. W moim życiu nie ma miejsca na sztuczne wartości, jestem realistą, który dąży do tego, aby mieć kontrolę nad własnym życiem.
   Patrzę jak jej palce zwinnie kreślą po tablicy skomplikowane wyniki równań. Nauczycielka wciąż spogląda na nią z uznaniem, widać, że dziewczyna lubi ten przedmiot. Co innego ja - matematyka jest moim utrapieniem od najmłodszych lat.
  Charlie nadal patrzy na nią urzeczony, aż w końcu postanawiam coś z tym zrobić. Szturcham go lekko ramieniem.
- Podoba ci się. - prycham, a na jego twarzy maluje się cień uśmiechu.
- Nie prawda, spieprzaj. - wypiera się, a jednak podąża za nią wzrokiem. - Poza tym, widziałem jak wpatrywałeś się Mad, daj jej spokój.
  Kulę się w środku, pod wpływem tego, że mógłby coś podejrzewać. Nie zrobiłem nic zakazanego, poza tym, brunetka nie jest kimś, kto zwróciłby na siebie moją uwagę. Przelotne spojrzenie to jedyne, czym mogę ją obdarzyć.
- Po pierwsze, Lenehan wyjaśnijmy sobie niektóre kwestie. Madison mnie nie obchodzi, a po drugie dlaczego niby miałbym dać spokój, hę? - uśmiecham się zaciekle.
Blondyn przewraca oczami, zaciskając pięści.
- Jest moją siostrą, nie zbliżaj się do niej.
  Te słowa pobrzmiewają w mojej głowie niczym echo. Moja szczęka zaciska się; nie pod wpływem tego, że podoba mi się brunetka, bo wcale tak nie jest. To absurd. W moim sercu nie ma miejsca dla żadnej kobiety. Sam fakt, że to rodzeństwo jest dla mnie obcy; nie spodziewałbym się, że są spokrewnieni. Czuję, że jego siostra się mnie zwyczajnie obawia, a Lenehan, mimo tego, że darzy mnie sympatią, nie chciałby po prostu, abym zniszczył Mad.
        Ma rację. Każdy kto kiedykolwiek miał ze mną do czynienia, odważył się poznać mnie od innej strony jest teraz innym człowiekiem.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Followers