poniedziałek, 23 maja 2016

06: I grieve nothing

            Trzaskam drzwiczkami od szafki szkolnej i wyjmuję z niej kilka książek na kolejną lekcję. Odkąd wczoraj natknąłem się na Lenehana, jego siostrę i blondynkę mam ochotę niszczyć wszystko co stoi na mojej drodze. Jestem zmęczony ciągłym natłokiem problemów. Nie brak mi ich, a z każdym kolejnym dniem dochodzą nowe.
Odwracam się na pięcie, ale zatrzymuję się w pół kroku, gdy zauważam Madison i Jacka. Jak widać brunet bawi się dobrze, zarywając do siostry mojego kumpla. Za to ona wygląda na kompletnie znudzoną. Może mylę się co do niej. Może w rzeczywistości jest taka sama jak każda inna? Może tylko łudzę się, jak bardzo przypomina mi Chloe.

A może jednak nie?

           Cały czas wpatruję się w ich kierunku, chcąc się przekonać, jaka jest jej reakcja na jego poczynania. Wayne wciąż ją obejmuje, trudno z tej odległości stwierdzić, gdzie dokładnie zawędrowała jego ręka. Mógłbym jednak przysiąc, że Mad przewraca oczami.
Z zawadiackim uśmiechem podchodzę do nich, stając tuż przy zielonookiej.
- Nie tyka się cudzych dziewczyn, fagasie. - syczę przez zaciśnięte zęby, kładąc rękę na talii brunetki.
Chłopak patrzy na nas zdezorientowany, a ja czuję, jak mięśnie Madison napinają się. Próbuję jej pomóc pozbyć się tej przybłędy, niech nie wyobraża sobie zbyt wiele.
- Chodzisz z takim leszczem? - śmieje się gardłowo, póki nie odpycham go do tyłu.
- Spieprzaj, Wayne. - ucinam krótko, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
- Mała, widzimy się po szkole. - mruga do niej porozumiewawczo, na co moja ręka odruchowo zaciska się w pięść.
  Ciągnę ją w stronę sali, gdzie powinniśmy mieć zaraz lekcję biologii.
- Przystopuj trochę bohaterze. - zatrzymuje się, patrząc na mnie wściekle. - Kto kazał ci się mieszać w moje sprawy?
  Na moją twarz wkrada się niewinny uśmiech, gdy dziewczyna złości się, marszcząc nos. To.. słodkie?



- Ratuję cię przed tym debilem, a ty masz do mnie pretensje? - pytam, powstrzymując śmiech.
- Poradziłabym sobie sama. - wzdycha cicho.
  Prycham, odwracając wzrok.
- Rozumiem, że następnym razem pozwolisz mu zedrzeć z siebie ubrania, tak? Jemu zależy tylko na jednym. - kpię.
  Dziewczyna patrzy na mnie osłupiała. Momentalnie sztywnieje i widzę, że ledwo powstrzymuje się, by nie dać mi w twarz.
- Nie jestem idiotką, pieprzony morderco. - syczy, strącając moją rękę.
  Jej słowa zapadają mi w pamięć, zostawiają trwały uraz psychiczny. Takie ma o mnie zdanie?Napinam się, gdy widzę, że Lenehan cały czas nas obserwuje. Czuję, że nikt nie potrafi mnie zrozumieć. Mało tego: nikt nie ma takiego zamiaru.
- Nienawidzę cię. - bąkam, a gdy moja dłoń sama prosi się, o to, by zadać cios, w ostatniej chwili wchodzę do sali lekcyjnej. Dopiero po chwili zauważam podążającego za mną blondyna.
- Co ty znowu odpieprzasz, co?
  Odwracam się, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie jestem mordercą! - zaprzeczam. Znowu pozwalam kłamstwom wylewać się z moich ust, choć doskonale wiem, że to nic nie da.
            Zabiłem ją, jestem mordercą. Jestem monstrum, pragnącym tylko jednego: nieustannej krzywdy, bólu i cierpienia. Przemawia mną żądza zemsty, tak cholernie chcę, aby każdy doświadczył tego co ja. Aby każda pozornie idealna, nie zbrukana krwią dusza, pokazała swe prawdziwe oblicze.
- Mówisz to wbrew sobie. Jesteś świadomy tego, że nie naprawisz błędów z przeszłości.
Dźwięk dzwonka ratuje mnie od powiedzenia czegoś niedorzecznego.

*

            Opuszczam budynek szkoły z zamiarem jak najszybszego powrotu do domu. Czuję się jak tchórz. Powinienem tak się czuć? Zawsze wmawiałem sobie, że odwaga to moje drugie imię, coś nieodłącznego. Tak bardzo się myliłem.
            Gwałtownie zrywam się do biegu. Uciekam, moje życie to jedynie ciągła ucieczka od problemów. Uciekam, choć płuca odmawiają mi posłuszeństwa, choć wiatr smaga i chwyta zębami moje poszarpane ubranie, aż staje się rozmyta plamą, która kiedyś wtopi się w tło.
            Biegnę szybciej, choćbym miał połamać nogi, a moje mięśnie miałyby tego nie wytrzymać. Biegnę, choć w mojej głowie wciąż pobrzmiewa głos Lenehana. Słyszę jego kroki za moimi plecami. Krzyk, który rozwiewa się w powietrzu. Uciekaj, morderco.


Uciekaj, aż padniesz martwy, a sprawiedliwość cię dosięgnie.

3 komentarze:

  1. Pierwsza!
    Świetny rozdział!
    Leondre chyba czuję coś do Madison, tylko na razie nie zdaję sobie z tego sprawy. Nie rozumiem tylko dlaczego nikt nie daje Leo drugiej szansy. Czy to co się stało w przeszłości, będzie go dręczyło w przyszłości?
    Mam nadzieję że która (znaczy Charlie lub Madison) zrozumieją go.
    Do następnego!
    Życzę weny!
    ~ Emily

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Będę zaglądać tutaj co kilka rozdziałów xd dalej nie mogę się nacieszyć tym ff omfg to będzie hit! Te kilka rozdziałów, pozwoliło mi stwierdzić iż jesteś dobrą pisarką a ta historia.. Po prostu cudo. Ostatnie słowa tego rozdziału >> musisz szybko pisać next ps mam nadzieję że szablon będzie służył xo
    Ilysm xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Miejsce! Przeczytam może najpierw wszystko od początku XD
    I zapraszam do mnie!
    bamihopeitwillbebetterbam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Followers