poniedziałek, 9 maja 2016

05: Fallen angel

             Powtarzam sobie, że muszę zachować spokój, że to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie. Kiedy to jest tak cholernie trudne, że aż nie możliwe. Mam wrażenie, że tkwi we mnie milion uwięzionych krzyków, a ja nie mogę pozwolić im się wydostać, bo po co krzyczeć skoro nie jest się słyszanym?
      Beznamiętnie wpatruję się w szkolny budynek, zastanawiając się czy jest sens, aby dzisiaj męczyć się z nauczycielami. Spójrzmy prawdzie w oczy - ani ja nie mam zamiaru przeszkadzać w lekcjach, ani nauczyciele nagminnie mnie upominać. Wyjście jest jedno, zresztą kilka opuszczonych godzin nie spowodują, że świat się zawali.
           Gwałtownie skręcam w uliczkę, która prowadzi do opuszczonej fabryki. To miejsce jest moim azylem, tylko tam jestem w stanie być sobą, bez kuratora, albo rodziców, próbujących przemówić mi do rozsądku. Nikt tam nie przychodzi, a i droga do budynku nie jest łatwa.
Zwinnie przeskakuje przez wyniszczone; metalowe ogrodzenie, by wylądować na mokrej ściółce.
Idąc dalej, wgłąb lasku zastanawiam się, czy aby na pewno nie zabłądziłem, nie orientując się, gdzie jestem. Dopiero po kilku minutach, gdy zauważam gmach fabryki, oddycham z ulgą.

           Wspinam się po ramach okien, uważając, by nie skaleczyć się odłamkami szkieł. Normalne wejście nie wchodzi w grę - drzwi są zabarykadowane. A szkoda, ułatwiłoby to sprawę. Gdy jestem kilkanaście metrów nad ziemią, wskakuję do środka, przez większy otwór w ścianie.
Otrzepuję się z zalegających na ubraniu pyłów i popiołu, po czym rzucam w kąt plecak, siadając obok.
    Samotność nie przeszkadza mi tak bardzo, jak myślałem, że będzie. Mimo tego, że zawsze zakrada się cicho i niepostrzeżenie, czasem zostawia kłamstwa w sercu, nie odstępuje cię na krok, to po prostu zgorzkniały samotny towarzysz, zasłonięty szarą mgłą.
Przesuwam palcami, po zimnej powierzchni, nie zapominając o liczeniu każdego oddechu. Kiedy życie pozbawione jest kolorów, wszystkie detale nagle nabierają na wartości. Wtedy wszystko wydaje się być interesujące, nawet niezliczone pęknięcia w ścianie. Nauczyłem się doceniać dar, jakim jest życie, choć czasami pragnę umrzeć, zniknąć nagle z tego świata.


           Kiedy słyszę w pobliżu przyciszone śmiechy kilku osób, nawet nie zamierzam podnieść się z niewygodnego gruntu. Wydaje się być teraz wygodniejszy od każdego z łóżek. Przyciągam do siebie jedynie swoją własność, czekając aż tajemnicze osoby zaszczycą mnie swoją wizytą. O ile dadzą radę się wspiąć - nie byle kto zdobyłby się na to.
Wyciągam z kieszeni papierosa i podpalam go, za pomocą zapalniczki. To jedyne, co może mnie uspokoić. Trzymam w sobie dym, póki ten nie zaczyna szczypać mnie w policzki.
Odwracam się w stronę, skąd dobiega przyciszony głos. Mam ochotę zaśmiać się, gdy zauważam, że jedną z osób jest ta Olivia, wzorowa uczennica. Obok niej po chwili staje Madison, a zaraz za nią nie kto inny jak Lenehan. Jako jedyny mnie zauważa.
- Devries. - mówi z przekąsem, na co beznamiętnie zaciągam się papierosem.
  Teraz wszystkie spojrzenia skupione są na mnie.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - uśmiecham się ironicznie.
  Blondyn przewraca oczami, podchodząc bliżej.
- Nie podchodź. - prycham, a moja dłoń odruchowo zaciska się w pięść.
  Nie z powodu chłopaka, a jego siostry wpatrującej się we mnie nieustannie. Nawet nie wyobraża sobie w jakim jest niebezpieczeństwie, gdy patrząc na nią przed oczami mam błagającą o litość Chloe. Przymykam oczy, chcąc się jakoś opanować. Nie przynosi to oczekiwanego efektu, mimo tego, że tak bardzo chciałbym przestać myśleć o popełnionych błędach.
- Leondre. - wzdrygam się, gdy słyszę swoje imię, wypowiedziane z ust brunetki.
  Jest chyba jedyną osobą, która mówi do mnie po imieniu, a co najważniejsze, jedyną osobą prócz Lenehana, która nie boi się do mnie odezwać.
         Po dłuższej bitwie z myślami, spoglądam na dziewczynę. Gdy nasze spojrzenia się krzyżują, mogę tym razem dokładnie dojrzeć w jej oczach, szmaragdową głębię. Odwracam wzrok, w przeczuciu, że zaraz skończy jak moja ofiara. Są tak podobne, że to aż nieprawdopodobne.
- Odejdź, nim coś ci zrobię. - dukam bezradnie.
  Tak bardzo chciałbym zapomnieć, przestać żyć przeszłością. Ona chce mi pomóc, a ja jestem bezsilny.
        Wstaję, mijając całą ich trójkę, wyrzucając pozostałości po używce w otchłań. Czas zniknąć, nim naprawdę doprowadzę do tragedii.

*

4 komentarze:

  1. Rozdział jest genialny! ❤❤❤
    Twój sposób pisania jest świetny!💙💜 Mogłabym czytać opowiadania w twoim wykonaniu godzinami. 😍😍
    Nie mogę doczekać się nexta! Oby pojawił się jak najszybciej!
    Życzę Ci dużo weny. 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka! Mam dla ciebie nominację do LBA na moim blogu.
    Życzę ci powodzenia i czekam na odpowiedzi.
    http://143-hope-believe-love.blogspot.com/2016/05/lba-2.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, odpowiem pod kolejnym rozdziałem xx

      Również powodzenia ♥

      Usuń
  3. Cudny! ♡ Wpadniesz do mnie? :)
    loveme-opowiadanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Followers